Dowiedz się więcej o kolejnej ze stron konfliktu który zostanie przedstawiony w nadchodzącym wydarzeniu - Bulwark
Stał opodal gospodarstwa, pochylony nad zepsutym transporterem opancerzonym i palił papierosa, kiedy usłyszał dudniące w środku strzały. Przestraszony podniósł karabin i skierował go kierunku odgłosów. Dowódca oddziału stał nad martwymi ciałami rolnika i jego żony, z nieprzyjemnych uśmiechem na twarzy i dymiącym pistoletem w ręku.
Krzyknął, ale nagle jego świat pogrążył się z głośnym hukiem i błyskiem w nicości.
Kiedy się ocknął, okazało się, że przyniosło go dwóch towarzyszy z oddziału. Rozejrzał się dookoła. Milczący mężczyźni z ponurymi twarzami mierzyli do nich z karabinów. Ze zdziwieniem pojął, że cały jego oddział trafił do niewoli jednostki wielkości plutonu, z insygniami, których nie rozpoznawał. To było coś niezwykłego - w świecie, w którym żywność i czysta woda są luksusem, mało kto cacka się z żywymi. Zwłaszcza, jeśli zastało się dwie zwłoki nieuzbrojonych i związanych ludzi. Konwencje genewskie nie dotyczą najemników bądź grabieżców.
Zauważył, że kilku mężczyzn wynosi zmarłych na zewnątrz i przykrywa ich kawałkiem tkaniny, a następnie ładuje do ich dawnego transportera opancerzonego. Musiał być z nimi kierowca, bo pojazd po chwili ruszył.
Kiedy wypchnęli go na dwór, znalazł się na placu otoczonym przez około dwudziestu umundurowanych mężczyzn. Wszyscy milczeli. Jego oprawcy zgromadzili cały oddział pośrodku placu i kazali klęczeć na mroźnej jak przystało na luty ziemi.
Podszedł do nich mężczyzna w średnim wieku z twarzą wyrażającą absolutną obojętność. Ubrany był w skromny mundur, a jedyną rzeczą, wskazującą na to, że dowodził całym plutonem, była bijąca z niego atmosfera władzy.
Podszedł do niego jakiś żołnierz. Krótką wymianę zdań zakończyło skinienie głowy dowódcy, który zbliżył się właśnie do jeńców. Przez chwilę stał, patrząc się na nich w milczeniu, jakby namyślał się, co powiedzieć.
„Wiecie, dlaczego tu jesteście”, - zaczął w końcu.
„Polujemy na tych, co żerują na dobrych ludziach. Nie jesteście pierwszymi, których pojmaliśmy, i ostatnim też nie będziecie. Pomimo swoich zbrodni zostaniecie potraktowani sprawiedliwie. Dostaniecie żywność, wodę i schronienie, zanim przetransportujemy was do władz.”
Mężczyzna przerwał, a na jego twarzy pojawiło się coś jakby smutek. Żołnierze zniewolonego oddziału popatrzyli po sobie z nadzieją. Zanim ktoś zdążył cokolwiek powiedzieć, mężczyzna dodał: „Mam tylko jedno pytanie. Kto zabił rodzinę?”
Oczy oddziału spoczęły na byłym dowódcy. Dowódca skinął głową, a potem dał znak dwóm żołnierzom stojącym opodal. Ci podnieśli dowódcę oddziału i wepchnęli do pobliskiego budynku.
Zaczęło pokropywać, ale to bynajmniej nie deszcz sprawił, że po plecach pojmanego mężczyzny przeszedł dreszcz. Ciszę rozdarł pojedynczy strzał. Dowódca ponownie skinął głową. „Tak jest. Takich trzeba eliminować.”
W 2020 roku większość mężczyzn nie uczyniła niczego, co by zapobiegło anarchii i chaosowi. Niektórzy postrzegali te wydarzenia jako okazję, aby przemocą osiągnąć swoje cele. Większość ludności natomiast pragnęła tego, czego zazwyczaj pragną zwykli ludzie - pokoju i stabilności.
Dla nich w odróżnieniu do kilku starszych pokoleń pokój nie stanowił już żadnego pewnika. Największym ich pragnieniem i celem było coś bardzo ulotnego, coś, co może przestać istnieć w jednej chwili.
Nowy dziki zachód
Na fali niepokojów lat 20. XXI wieku wymiar prawa i sądownictwa załamał się pod naporem tysięcy przestępstw, jakich dopuszczano się dzień w dzień. Na tym podłożu powstały setki egzekwujących prawo band i firm, założonych przez tych, dla których porządek stanowił największą wartość. Niemalże dwieście lat po poskromieniu Dzikiego Zachodu na Południu Niemiec oraz w Austrii rozpanoszyło się bezprawie. Najbardziej dotknięty nim obszar zaczęto nazywać „Dzikim Zachodem”.
Owe prywatne firmy często prowadziły interesy z osobami, łamiącymi w brutalny sposób prawo, czasem zwalczały się nawzajem, postrzegając przeciwną stronę jako uzurpatora. Niedobitki regularnej policji, a nawet siły zbrojne usiłowały wyprzeć paramilitarne jednostki z zamieszkałych terenów, ale robiły to bez większego przekonania, zdając sobie sprawę z daremności przedsięwzięcia oraz dezercji własnych ludzi - czasem dołączających do zwalczanych jednostek.
Stan ten utrzymywał się przez kilka lat, podczas których mniejsze siły łączyły się i tworzyły większe, aby ponownie się rozpaść lub przeobrazić w regularne prywatne firmy wojskowe, oferujące usługi ochroniarskie w zamian za żywność, schronienie lub niewielkie wynagrodzenie, o ile można je było wyciągnąć od miejscowych. Firmy najemne, zaprowadzające stabilność na pograniczu Niemiec, Austrii i Czech, funkcjonowały zasadniczo jak policja lub milicja.
W momencie ich największej świetności ponad 30 procent obszaru Bawarii i Austrii znajdowało się faktycznie pod ich kontrolą.
Skład ich wahał się, ale z reguły przyjmowały każdego chętnego do walki lub pragnącego rozpocząć nowe życie. Często zatrudniały weteranów wojskowych, a nawet przestępców, przy czym wszystkie firmy łączyło jedno - chęć obrony tych, o których mówiło się „swoi” - czyli gmin, miast i wsi. To zrozumiałe, ale krótkowzroczne podejście uniemożliwiało sformowanie dużej i skutecznej siły bojowej, zdolnej do zwalczania poważniejszych zagrożeń, takich jak pozbawionych skrupułów zgraj najemników, wyposażonych w ciężkie uzbrojenie, często zrabowane w opuszczonych bazach wojskowych lub zakupione na czarnym rynku.
Inicjatywa Bulwark
W odpowiedzi na rosnące zagrożenie ze strony „najemników” kilku najbardziej wpływowych liderów społeczności Dzikiego Zachodu zebrało się, aby omówić wspólną taktykę. Choć pierwsze spotkanie nie przyniosło żadnych konkretnych rezultatów, posłużyło jako fundament dla przyszłej współpracy, która ostatecznie doprowadziła do powstania „Inicjatywy Bulwark”.
Kilka przeprowadzonych przez najemników napaści na strategiczne obiekty regionu Dzikiego Zachodu przekonało Inicjatywę o pilności sprawy. Po kilku miesiącach rozmów i debat założono w Linzu wspólne centrum dowodzenia kilkoma największymi firmami najemnymi, należącymi do Inicjatywy Bulwark. Dowództwo nad nim objął były pułkownik austriackiej Bundeswehry, Franz Steindl.
Oficjalnie Inicjatywa miała na celu obronę ziem Dzikiego Zachodu. Jej siły zbrojne składały się z ponad dwudziestu mniejszych prywatnych firm wojskowych, zjednoczonych pod sztandarem Tarczy, aczkolwiek większość dowództwa wywodziła się z trzech największych jednostek: 13. oddziału austriackich dragonów stacjonujących w Linzu i wyposażonych w największą liczbę pojazdów opancerzonych, Landknechtów stacjonujących w Ratyzbonie i dysponujących najbardziej nowoczesnym sprzętem oraz Lionsguardów, stacjonujących w zachodnich Czechach i mających na wyposażeniu jedynie lżejsze pojazdy, lecz operujących w szeregu kluczowych punktów Dzikiego Zachodu.
Siły zbrojne Bulwarku, choć nie tak silne jak inne bardziej znane formacje najemne typu Hellhoundy (Diabelskie Psy), zasłynęły ze szlachetności na polu bitwy i generalnej niechęci do popełniania aktów, postrzeganych przez nie jako niemoralne.
W dobie szaleństwa i chaosu ich przywódcy twierdzili, że resztek ludzkiej przyzwoitości można bronić tylko poprzez akty szlachetności. Idący za przykładem dowództwa żołnierze Bulwarku z zasady nie zwalczali cywili i próbowali rozwiązywać konflikty drogą dyplomacji. Pomimo krytycznej sytuacji zaopatrzeniowej branie jeńców na polu bitwy stało się - z pewnymi wyjątkami - standardową praktyką, a wszelkie przestępstwa popełniane przez członków Inicjatywy Bulwark były surowo karane.
Przez wiele miesięcy Inicjatywa utrzymywała ład i porządek na całym Dzikim Zachodzi. Niestety, pokój nie miał potrwać długo.