Wpis 45 – Miraż
Następnego dnia nasze przygotowania były prawie zakończone, wszystko szło zgodnie z założonym planem. Nasze zwiadowcze drony przekazywały obraz, na którym Coldridge Crocodiles siedzieli tam gdzie powinni (gdyby zdecydowali się jednak zaatakować nasz konwój, albo splądrować bazę pod naszą nieobecność, mielibyśmy kłopoty), a lokalni stróże prawa nie mieli ambicji, by w jakikolwiek sposób im przeszkadzać, jako, że wtrącenie się w sprawy korporacji było tutaj lub gdziekolwiek indziej kiepską życiową decyzją.
Ostatecznie osiągnęliśmy kres przygotowań, wszystko było załadowane, wszystkie maszyny zatankowane i gotowe do jazdy, a załogi czekały w swoich metalowych rumakach, na sygnał do startu. Pozostało tylko czekać na odprawę przed wyjazdem z Ferguson i samym Murdochem, obydwoje połączyli się z nami dzięki wideokonferencji – Ferguson wciąż była w Algierze, a Murdoch dotarł już do Chicago. Nie mogłem ukryć rozczarowania. Biorąc pod uwagę, jak ważna była ta misja, oczekiwałem, że pojawią się tutaj osobiście. Tym co również mnie zaskoczyło, była obecność doktora Haswella. Jego potargane białe włosy i broda cały czas odwracały moją uwagę na podzielonym ekranie. Niedługo po nawiązaniu łączności, Gail wróciła ze zwiadu najbliższej okolicy – nie było żadnych pluskw, przypadkowych i mniej przypadkowych podglądaczy kryjących się niedaleko w krzakach. Mogliśmy rozpocząć zebranie.
Twarz Murdocha była pozbawiona wyrazu, a on sam nie mówił wiele, po wstępniaku.
“Gail, Samuel... dziękuje za waszą dotychczasową służbę. Spisaliście się wspaniale w warunkach, które miały miejsce, a niepowodzenia których doznaliście były...” krótka przerwa, “nie były waszą winą. Wiedzcie, że nie winię was za straty w ludziach czy sprzęcie.”
Wziął łyk wody prosto ze szklanki, wyraźnie zastanawiając się, co jeszcze dodać. Moje wrażenie było takie, że w pierwszej kolejności, liczył na to, że udamy się tam w ciemno, ale z tylko sobie znanego powodu, zdecydował się jednak zmienić podejście.
“Wygląda na to, że przyciągnęliśmy uwagę…czegoś. Czegoś, czego nie do końca jeszcze rozumiemy. Czegoś, co nie jest zadowolone z naszych działań. Teraz wiecie już o wyładowaniach energii – w niektórych przypadkach sami doświadczyliście i dowiedzieliście się więcej niż my przez ostatnie kilka miesięcy. Waszym zadaniem jest udać się do współrzędnych i robić za obstawę zespołu naukowego prowadzonego przez Doktora Az'dule – który to ma za zadanie przeprowadzić tam badania.
Po zakończeniu, zmienił pozycje w swoim fotelu.
“Nie będę was okłamywać,” kontynuował.
Tak zaczyna każdy kłamca, pomyślałem natychmiast. Siedząca obok mnie Gail ścisnęła moją dłoń, poza zasięgiem sensora kamery. A ja z trudem stłumiłem uśmiech. Czasem zachowywaliśmy się jak para w liceum – oznaka zaufania, jak sądzę. Moje rozbawienie jednak minęło szybko, po tym jak usłyszałem kolejną część.
“efekt nie jest taki jakiego chciałem. Podejmując działania w taki sposób, otworzyliśmy puszkę Pandory i przyciągnęliśmy uwagę wielu ciekawych i wpływowych ludzi. Gdybyśmy pozostali w cieniu, sprawy byłby o wiele łatwiejsze. Niestety…musimy grać kartami, które mamy w ręce. Oczekuje, że poradzicie sobie dzięki waszym umiejętnościom, odkryjecie wszystkie wskazówki i informacje, zanim innym uda się wykonać ruch.”
Potwierdziłem kiwając głową, głównie dla samego siebie.
“Jakiekolwiek wyniki, zmiany albo inne…zdarzenia, mają być raportowane natychmiast bezpośrednio do mnie i do panny Ferguson. Naukowcy wiedzą co i jak mają robić, ich wytyczne są dokładnie takie same jak wasze. Doktorze Haswell, proszę się tym zająć i powiedzieć nam czego udało się dowiedzieć.”
W ciągu trzydziestu minut, które nastąpiły, nie dowiedzieliśmy się praktycznie nic nowego. Doktor Haswell miał dość silną tendencje do dygresji, oprócz tego gubił się w błahostkach, ale podczas dogłębnej analizy wzoru fali elektromagnetycznej, udowodnił, że jest ekspertem w tej dziedzinie (być może nawet EKSPERTEM), dla nas to było jednak bez różnicy i tak nie rozumieliśmy o czym o do nas do cholery gada. Odpowiedzi na najciekawsze pytania zostały bez odpowiedzi, umknęło to zarówno jemu jak i nam, a cały wykład można podsumować jednym zdaniem: „Idźcie tam i zobaczcie co się stanie”.
Na koniec, Gail powróciła do tematu alternatywnych rzeczywistości i tego, czego możemy się spodziewać.
“Doktorze, czy w swoich badaniach natrafił pan na coś, co mogłoby być powiązane z tym problemem?”
“Cóż,” odpowiedział, nerwowo drapiąc się po brodzie, “stoi za tym coś dość przerażającego. Na przykład… pamiętasz jak tłumaczyłem o identyfikatorach rzeczywistości składających się z ciągów liczb powiązanych z samym życiem? Cóż…istnieje rzeczywistość, w której wartością identyfikującą jest liczba „1” – to tyle, liczba „1” i nic więcej. Obserwacja była oczywiście nie udana, wydawało się, że nie żadne prawa fizyki tam nie obowiązują. A jednak….kolega monitorujący ekrany przysięgał, że widział, jak coś porusza się w ciemności. To nie było możliwe, nie miało sensu… ale mimo to przysięgał. Potem my też to widzieliśmy, jakiś cień na granicy pola widzenia. Ale nic nie zostało zarejestrowane na kamerach i uznaliśmy, że trzeba zamknąć ten projekt.”
Haswell miał racje, to było straszne. Jest taki stary cytat dotyczący wpatrywania się wewnątrz siebie – być można ta rzeczywistość wzięła go za bardzo na serio. Opuściliśmy namiot z niepokojącymi myślami o wszechogarniającej ciemności. Kilka godzin później byliśmy już w drodze, długi sznur ciężarówek i sprzętu pancernego ciągnął się przez pustynną drogę w kierunku północnym, a późnym popołudniem zespoły zwiadowcze donosiły, że na horyzoncie było widać wielką piramidę Al Dabbah.
Wszystko fajnie, problem był tylko jeden. Nie istnieje coś takiego jak wielka piramida w pobliżu Al Dabbah.