Wpis 24 – Stacja
Statek dobił do brzegu pod osłoną nocy, zgodnie z wcześniejszymi planami. Rampa została szybko zsunięta, co umożliwiło sprawne zejście na ląd wszystkim naszym pojazdom. Cała operacja była niezwykle głośna, jednak miejsce lądowania zostało wybrane starannie, tak aby klify odbijały dźwięki pracy maszyn i ludzi w stronę morza. Gdy zszedłem ze statku, aby wejść na pokład mojego Jaguara, zobaczyłem w oddali kilka migoczących świateł – nasz kuter eskorty Rush (nazwa niestety nie powiązana z moim ulubionym zespołem), sunęła przez ciemność, czekając na swoją kolej.
Plaża na nasze szczęście tylko w pewnej części była pokryta piaskiem – nasze obawy, że ugrzęźniemy okazały się bezpodstawne. Skalista powierzchnia zmieniła się w końcu w żwirową drogę prowadzącą z dala od Dublina, którego to światła błyszczały w oddali. Ten widok, sprawił, że przypomniałem sobie pierwszą noc w Chicago po spotkaniu z Murdochem. Każde miasto miało teraz dość charakterystyczną panoramę, w centrum kamienne starożytne budynki ustępowały miejsca pomnikom współczesnego świata – wieżowcom. Powietrze było świeże i wypełnione cichym szumem budzącego się do życia miasta z oddali. Świt się zbliża, pomyślałem, zanim zdążyliśmy pokonać kilka mil dzielących nas od celu, słońce już powoli wstawało.
Po drodze natknęliśmy się tylko na garstkę osób, ci którzy wstali tak wcześnie, pośpiesznie schodzili nam z drogi po dostrzeżeniu koloru naszych pojazdów. Interakcja z członkami Vigilants nigdy nie popłacała, ponieważ jak dowiedzieliśmy się od O'Sullivana, najemnicy nie darzyli zwykłych ludzi sympatią. Liczyło się dla nich tylko to, czy jesteś wysoko postawionym pracownikiem, czy nie – a tych pierwszych nie można było zazwyczaj spotkać z dala od ich miejsc pracy lub luksusowych dobrze chronionych apartamentowców w centrum miasta.
Po około godzinie jazdy dotarliśmy do ostatniego punktu podróży i zatrzymaliśmy się na krótką przerwę. Sprawdzono sprzęt, wysłano oddział zwiadowczy by uszkodził linie przesyłowe oraz unieszkodliwił zakopane przewody światłowodowe za pomocą specjalnych ładunków kumulacyjnych. Oprócz tego ich zadaniem było rozmieszczenie zagłuszaczy, mających na celu opóźnienie wzniecenia alarmu, do momentu rozpoczęcia ostrzału, gdyż każda sekunda była na wagę złota.
Stacja była ukryta za niewielkim wzniesieniem i sądząc po spokoju, z jakim rozmawiali obaj strażnicy przy bramie, nikt nie zauważył jeszcze żadnych zakłóceń. Ukrywałem się za Espinozą w krzaku około dwustu jardów od bramy, obserwując okolicę za pomocą zestawu lornetek, które od czasu do czasu wymienialiśmy między sobą. Myśleliśmy, że warto będzie sporządzić notatki, jednak nie było tam zbyt wiele, tylko nieoznakowany biały dwupiętrowy budynek z wieżą anteny satelitarnej na szczyćcie. Kilku dobrze uzbrojonych strażników w mundurach Vigilants patrolowało teren, ale nie zauważyliśmy nic, o czym nie poinformował nas nasz wywiad. Fakt, że na miejscu nie było nic pancernego ze stajni wroga, było bardzo miłe.
Po powrocie do naszej drużyny, ustaliłem z nimi najważniejsze elementy operacji i czas jaki mamy na ich zrealizowanie.
“Ten budynek ma połącznie z głównym serwerem, nie możemy pozwolić sobie na jego zerwanie, potrzebujemy tych danych. Dlatego tu jesteśmy. Ponieważ mamy inicjatywę, tym razem zrobimy wszystko po naszemu. Gail, Jim, weźcie swoje oddziały i zaatakujcie bramę od frontu, my będziemy was wspierać ogniem z dystansu. Zdejmijcie ich tak szybko jak to możliwe. O'Sullivan ustawi się jako czujka w pobliżu tamtego wzgórza, jego zadaniem będzie ewentualna eliminacja posiłków nadchodzących z drugiej strony budynku. Szok i przerażenie. Do roboty ludziska!”
To był pierwszy raz, odkąd objąłem to stanowisko, gdy wszystko szło zgodnie z planem. Dorwaliśmy ich z zaskoczenia większość strażników padła po kilku sekundach od rozpoczęcia ataku. Zanim ktoś zdążył ogłosić alarm, oddział Gaila – sami specjaliści od walki na krótki dystans – oczyszczali jedno pomieszczenie za drugim. Niestety dla cywilów na miejscu, niektórzy strażnicy postanowili zaszyć się w środku i musieli zostać wyeliminowani za pomocą materiałów wybuchowych. Pod koniec akcji, większość budynku była wypaloną ruderą, a jedynym nienaruszonym pomieszczeniem, było to z terminalem.
Jak tylko Gail i Jim dali nam sygnał „czysto”, rozpoczęliśmy eskortę hakerki do środka, żeby zrobiła swoją magię. Była to smukła Azjatka, która wyglądała na tak młodą, że ledwo mogła pić. Była jednak łakoma do tego stopnia, że po dwóch dniach, na całym statku pozostał ledwie jeden batonik, co bardzo denerwowało Espinozę. Pomimo jej wyglądu, Ferguson zapewniała, że to jedna z najlepszych agentek operacyjnych w stanach, a może i na świecie – a do tego wykona zadanie perfekcyjnie.
Co tez uczyniła. Piętnaście minut po rozpoczęciu operacji, pędziliśmy już na naszych pojazdach, zostawiając za sobą zabitych i zniszczony budynek. Ocalałych z operacji, zabraliśmy ze sobą w celu przesłuchania – mieliśmy trochę wolnego miejsca. Ofiar po naszej stronie nie było, kilku z zadrapaniami, kilku lekko rannych, nic z czym nasi medycy nie daliby sobie rady.
Na tą chwilę, ścigaliśmy się z czasem. Wkrótce miały pojawić się posiłki z Dublina, a znając wpływ jaki miał Sage na miasto, wezwano wszystko co miało koła, gąsienice, od samych Vigilants po wojsko i policje. Tych ostatnich nie obawialiśmy się zbytnio – policja była tylko lekko uzbrojona i nie zaatakowałaby nas bezpośrednio. Mogli nas jednak gonić i meldować pozostałym o naszej pozycji i przyczółku. Vigilants byli jednak czymś zupełnie innym, a przeciągająca się walka, nie była czymś na co mogliśmy sobie pozwolić. Nasza kolumna wyruszyła w stronę wschodzącego słońca.