Wpis 48 – Łzy pustyni
Nie jestem pewien, jak długo tam siedziałem. Pamiętam szum, kilka osób próbowało ze mną rozmawiać, ktoś ponoć nawet mną potrząsał. Przepuszczam, że musiał być to głęboki szok dla mojej osoby. W pewnym momencie wstałem i zacząłem błądzić po obozie i pustyni.
Jim ściągnął mnie z powrotem. Pamiętam, że siedziałem w namiocie, nie rozumiejąc, co się dzieje. Jim Twocrows górował nade mną, jego grymas zdradzał zmartwienie.
“Gdzie jest Gail, Sam?”
Pytania. Nieskończona ilość pytań.
“Co się stało?”
Dłuższą chwilę zajęło mi dojście do siebie. Jim podał mi manierkę, a ja uświadomiwszy sobie nagle, jak bardzo chciało mi się pić, opróżniłem ją w kilka sekund.
Namiot był prawie pusty, oprócz mnie, Jima i Az'dule nie było tam nikogo. W tym momencie, czara goryczy się przelała. Powiedziałem Jimowi wszystko, ku dezaprobacie doktora, łącznie z naturą wszechświata i wszystkim, co się z tym wiąże. Jim słuchał mojej opowieści uważnie i w milczeniu, czasem tylko unosił brew w niedowierzeniu, albo kręcił głową, nie wierząc w to co mówię. Kiedy skończyłem, zwrócił się do Az'dule.
“Czy to wszystko prawda?”
Zajęło mu to kilka chwil, ale ostatecznie bardzo powoli pokiwał w stronę Jima i powiedział.
“Tak.”
“Cholera.”
Rzeczywiście, wygląda na to, że wszyscy mamy przesrane, pomyślałem. Jedyny pomysł jaki przychodził nam do głowy, to natychmiastowy kontakt z Ferguson i Murdochem. Jim wyszedł na zewnątrz, aby wstrzymać przygotowania do wyjazdu, podczas gdy ja i doktor Az'dule udaliśmy się do namiotu łączności (który zawsze był demontowany jako ostatni) i poprosiliśmy o prywatność dwóch wyraźnie zaniepokojonych oficerów, którzy znaleźli się w środku. Obaj mężczyźni odeszli wzdychając i po raz kolejny upewniłem się, że nikt nas nie szpieguje, zanim wywołałem Ferguson przez konsole.
Obydwoje słuchali moich wspomnień, ale nie wyglądało to jakby byli zaskoczeni tym co mówię. Irytacja to chyba właściwe słowo na określenie tego jak wyglądali na ekranie. Ich odpowiedź była krótka i nie dawała żadnej nadziei.
“Musimy się przygotować. Samuelu, masz udać się do celu zgodnie z planem.”
“Ale...”
Moje protesty zostały ucięte bardzo szybko.
“To rozkaz. Jeżeli chodzi o to co miało miejsce, nie mów nikomu. Gail została uprowadzona, to jasne. Wszystko to pułapka, ale nie mamy wyboru i musimy w nią wejść. Na chwilę obecną, to czym dysponujecie to wszystko na co możemy sobie pozwolić. Jesteś jedyną nadzieją Gail. Jeżeli chcesz ją odzyskać…idź. Uratują ją przed tym…czymkolwiek to jest.”
“Ale jak mam to...”
Kolejne wtrącenie.
“Wiesz gdzie się udać? Szukaj metalowej struktury na pustyni. Monolitu. Tam znajdziesz odpowiedzi.”
Ostatnia część jak zwykle dała mi do zrozumienia, że wiedzieli wiele więcej niż nam mówili. Po potwierdzeniu rozkazów i zakończeniu połączenia, machnąłem Jimowi i zwróciłem się do moich towarzyszy.
“Monolit, Doktorze?”
Az’dule wzruszył ramionami i westchnął.
“Równie dobrze mogę wam powiedzieć to co wiem. Ten monolit to rdzeń technologii Murdocha. Nie wiemy skąd się wziął, ale pozwala mu na wykorzystywanie mocy zaglądania w alternatywne rzeczywistości. Ja przykładowo nie mam pojęcia jak działa. Nikt z nas nie ma. Myśleliśmy, ze Murdoch odkrył ją gdzieś przez przypadek, ale nigdy nie powiedział nic więcej na ten temat.”
Tak więc, kolejne nowe tajemnice, właśnie wtedy, gdy miałem nadzieje na jakieś odpowiedzi. Jim przeczesał dłonią włosy wyraźnie sfrustrowany.
“Lepiej już ruszajmy. Chciałbym jeszcze zobaczyć Gail.”
“To tak jak ja...” wymamrotałem. Rzucił mi spojrzenie pełne zrozumienie i wyszedł z namiotu ciągnąć za sobą Az’dula.
Na zewnątrz zaczął padać deszcz. Było to coś niezwykłego w tym rejonie i o tej porze roku, a jednak pustynia szlochała na naszych oczach, jakby opłakując los Gail. Jakie to szczęście, że ulewa zmyje wszelkie ślady moich własnych łez, które zaczęły toczyć się po mojej tworzy, pomyślałem. Nie to, że bym płakał…nie żebym przyznawał się do płaczu, poprawiłem sam siebie.
Gdy nasz konwój powoli opuszczał oazę, spojrzeliśmy za siebie, że pustynia jest całkowicie pusta. Nie było już drzew, nie było małego jeziora. W ich miejsce pojawiły się ruchome piaski, które szeptały nam, skazanym duszom na pożegnanie.