Wpis 21 – Poranek po
Ostatniej nocy, ledwie zmrużyłem oczy. Sceny dziejące się w ostatnich dniach, nadal nawiedzały mnie nocą, do tego stopnia, że godzinami nie mogąc zasnąć, gapiłem się w sufit. Nieśmiało przebijające przez szerokie szklane drzwi dormitorium, poranne promienie słońca, z jednej strony przynosiły ukojenie, po nieprzespanej nocy, a zarazem były sygnałem do pobudki. Jednak, moje ciało nie zgadzało się ze mną. Nie chciało mi się wstać, byłem wyczerpany.
Kiedy dotarłem wczoraj późnym wieczorem do mojego wyra, jedynym odgłosem zdradzającym obecność innych ludzi było odbijające się echem chrapanie wydobywające się z gardeł. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, jak wiele ich było. Kilkanaście przeciągających się kobiet i mężczyzn o poranku, nieco mnie zaskoczyło. Po ich stronie, również dało się zaobserwować zaskoczenie, wynikające z pojawienia się w ich legowisku kogoś nowego, z zewnątrz. Jednak ich uprzejmość i przyjazna natura, natychmiast wzięła górę i starszy facet, który najwidoczniej spał w laboratoryjnym fartuchu ostatniej nocy, pokazał gdzie w budynku znajdują się udogodnienia dla personelu. Przyłączyłem się do tłumu naukowców w pochodzie do windy, która zabrała nas w dół.
Prawdę mówiąc, nie miałem żadnego pojęcia, co robić i gdzie iść. Cały budynek był zamknięty dla ludzi z zewnątrz, dostęp mieli tylko posiadacze kart. Dotyczyło to również kafeterii, która to okazała się miejscem, gdzie pielgrzymował tłum naukowców, do którego dołączyłem wcześniej.
„Dzień dobry”, Powiedziałem z uśmiechem.
„Dobry. Dobrze spałeś?”
“Nie zupełnie.”
Jej wyraz twarzy stawał się bardziej poważny, potrząsnęła głową.
„Ja też. Jestem trochę głodna. Pogadajmy o ocaleniu świata po jedzeniu, zgoda?”
Takiej oferty, nie mogłem odrzucić. Pół godziny później, najedzony z kofeiną buzującą w moich żyłach, byłem gotowy na to co ma się stać. A przynajmniej, tak mi się wydawało. Espinoza zabrała mnie do sali odpraw, gdzie czekała już Ferguson i Twocrows. Samo pomieszczenie, było nie większe niż biuro Murdocha, jednak sprawiało wrażenie bardziej przestronnego, biorąc pod uwagę, że jedna ściana była taflą szkła, za którą rozpościerała się panorama Chicago. Nie wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem, pod kątem bezpieczeństwa, ale Ferguson, zapewniła mnie, że nie ma możliwości, aby cokolwiek z tego pokoju wydostało się na zewnątrz bez zgody odpowiednich osób. Zapewnienie to, nie uspokoiło mnie, jednak i tak nie miałem wyboru, pozostało mi słuchać i wyciągać wnioski.
Jedna ze stalowych ścian, rozpaliła się. Przed nami pojawił się obraz ze sprytnie ukrytego ekranu. Na ekranie ujrzałem raczej zwyczajnie wyglądającego szatyna, stojącego przed limuzyną, który to macha do tłumu. Wszyscy pozostali rozpoznawali jego twarz, to dało mi jednak chwile na zadanie pytania.
“To Richard O’Neill, jeżeli się nie mylę?”
Ferguson kiwnęła.
Było to cholernie straszne. Celem odprawy najwidoczniej nie była wizyta kurtuazyjna, a bezpośrednie zmierzenie się z jednym z najbogatszych ludzi na planecie. Wizjonerem i, jak twierdzą niektórzy, cudownym dzieckiem naszych czasów, było to trochę więcej niż coś co mogliśmy przetrawić.
O’Neill to żywa legenda, kojarzony przez wszystkich, od mieszkańców pałaców, po nędzarzy ze slumsów. Niewiele jest osób, które nie znają historii jego życia „od chama do pana”, biznesmen, który doszedł do wszystkiego sam, poprzez trafne inwestycje, był jednym ze zwycięzców ery rewolucji technologicznej z dwóch pierwszych dekad XXI wieku. Od oprogramowania, po sprzęt, firmy które posiadał, tworzyły to wszystko. Jednak jednym z najbardziej przebojowych produktów jego firm, stała się wyszukiwarka internetowa oparta o sztucznej inteligencji – Sage. Z której to, korzystają dziś prawie wszyscy. Niemal całkowity monopol na reklamy w Internecie, w połączeniu z prawie każdą usługą, określaną jako darmowa. Taka mieszanka tworzy potężną siłę.
Oczywiście, tak jak to mawiają: „Jeżeli coś jest za darmo, to nie jesteś klientem, tylko produktem”. I nigdy nie było bardziej prawdziwe, niż w tym przypadku. Bogactwo zgromadzone przez O’Neilla pozwoliło mu na spełnienie każdej zachcianki, od budowy statków kosmicznych, po miasta kontrolowane przez SI. Ale to nie wszystko. Bogaci ludzie, mogą przekupywać urzędników, naprawdę majętni mogą przekupić rządy. O’Neill jednak wspiął się jeszcze wyżej i wykupił swoją ojczyznę – Irlandię.
Możecie zapytać – ale jak kupić cały kraj? Patrząc na to z obecnej perspektywy, to nie jest takie trudne. Pierwszy krok, to zostać głównym pracodawcą na danym terenie, oprócz tego, trzeba posiadać dużo ziemi w danym państwie. Mając to, wystarczy podkręcić albo wywołać kryzys społeczny, który zaowocuje nowymi możliwościami. Jeżeli w trakcie tego, uda ci się połączyć import taniej siły roboczej z masowym wykupywaniem nieruchomości, jednocześnie przeciążając systemy państwowe, taki jak socjalny i opieki zdrowotnej. Po pewnym czasie, wystarczy wykupić upadającą konkurencje i generalnie wszystko co ma jakąkolwiek wartość. Kolejny krok to przekupienie rządu, tak aby wprowadzić kroki, skutkujące wzrostem inflacji, co jest idealnym preludium do ostatniej fazy planu. W efekcie, ty zostajesz ze wszystkim co ma jakąś wartość, straty natomiast są transferowane i rozkładane pomiędzy obywatelami.
Skutkuje to tym, że rząd zaczyna odczuwać brak pieniędzy. Sprawiasz więc, że wszystkie niedofinansowane instytucje zyskują potężnego sponsora, w twojej własnej osobie. Doprowadzasz je do takiego stanu, że nie są w stanie funkcjonować bez twoich „datków” i „zapomóg”, stają się w pełni zależne od ciebie. I w ten oto właśnie sposób, wykonałeś swój plan. Kończysz, z między innymi, całym wojskiem jako własną firmą ochroniarską, działającą w kraju, gdzie nawet posiadanie pistoletu jest surowo wzbronione. W tym momencie, nawet półgłówek zdaje sobie sprawę, że jeżeli kontrolujesz wojsko, to kontrolujesz też rząd. Po osiągnięciu tych celów, dopiero wtedy, wyciągasz pomocną dłoń w stronę zubożałej populacji, z której to nikt, nawet jakby chciał, nie może bez twojej zgody wystąpić przeciwko tobie. Ekonomia podstępu w idealnym wydaniu.
Taka myśl i jeszcze kilka innych, przebiegło mi przez głowę, gdy słuchałem odprawy prowadzonej przez Ferguson. W okolicach bitwy o bazę amerykańskiej armii, jednostka wywiadowcza Perihelionu, zauważyła duże natężenie wysyłanych meldunków na kanałach łączności nalężącej do O'Neilla, a także przepięcia w jego kwaterze głównej w Dublinie. Murdoch – wyjaśniła Ferguson – miał wczoraj wieczorem wideokonferencje z O’Neillem. Znają się osobiście bardzo dobrze, w ich profesji to konieczność. Według relacji Ferguson. Murdoch, twierdził, że O’Neill był bardzo wymijający i mało konkretny, co w przypadku tego skądinąd chełpliwego i zuchwałego człowieka, jest bardzo dziwne. Murdoch poprosił dziś rano Ferguson, a więc i nas o wszczęcie śledztwa i przygotowanie planu siłowego poradzenia sobie z tą sytuacją w razie potrzeby. Miałem wrażenie, że pomija coś istotnego. Kogo ja próbuje oszukać? Oczywiście, że sekrety Murdocha wypełniłyby pewnie całe archiwa. Do tego dochodziła jeszcze jedna kwestia…
“Co do dnia wczorajszego...”
Ferguson zacięła się w wyniku mojego wtrącenia, Espinoza szybko jednak potrząsnęła głową. Jim Twocrows, jako jedyna osoba wyraźnie zbita z tropu, łypnął na mnie oczami z brwiami uniesionymi ku górze w niemym pytaniu. Jako odpowiedź, obdarzyłem go nieszczerym uśmiechem i wzruszyłem ramionami. Jego zaciekawiony wyraz twarzy zamienił się w jeszcze głębszy grymas, niż zmarszczone czoło u Ferguson, która to postanowiła jednak kontynuować.
“Najcenniejsze ośrodki O’Neilla są ochraniane przez elitarne oddziały nazywane Vigilants. Panowie, z tymi typkami nie należy zadzierać. Większość z nich jest z O’Neillem tak długo, że widziała wszystko od samego początku. Są zaciekle lojalni. Nie ma sensu próbować ich przekupić, zastraszyć, ani dyskutować. Są wyznawcami, dyskusja z nimi to strata czasu.”
Wzięła głęboki wdech, przed dalszą częścią.
“Waszym punktem wejścia jest mała stacja w pobliżu Dublina, strzeżona przez oddział Vigilants, regularne siły bezpieczeństwa i być może nawet irlandzkie wojsko bądź policje. Przebierzcie siebie i swoje pojazdy, tak aby wyglądać jak oddział ochraniający Sage. Zapewnimy wam wszystko – schematy malowania pojazdów, odpowiednie mundury, fałszywe identyfikatory i szyfratory. Nie jest to sprzęt, który wytrzyma bardzo drobiazgową kontrolę, powinien wam jednak zapewnić swobodne poruszanie się przez kilka godzi, czy nawet dnia. Jednak…”
Przerwała, obdarzając każdego z nas swoim charakterystycznym spojrzeniem w stylu „Na to należy zwrócić uwagę”.
“Będziecie mieli ze sobą tylko mały zespół, jeżeli przykrywka zostanie ujawniona, zostajecie sami. Perihelion zaprzeczy jakiemukolwiek udziałowi i potępi wszelkie działania związane z tym atakiem oraz uzna to za prowokacje. Więc nie spieprzcie tego”.
“Weźcie ze sobą O’Sullivana, jego Irlandzkie korzenie mogą się przydać.”- kontynuowała_. „Zinfiltrujcie obrzeża Dublina, jednocześnie unikając tak dużej ilości patroli jak to możliwe. Po dotarciu na ich pozycje, zagłuszcie ich komunikacje i zlikwidujcie jakikolwiek opór. Następnie, eskortujcie przydzielonego specjalistę bezpośrednio do stacji. Jej celem jest dostanie się do systemu i przeszukanie go pod kątem, jakie informacje może mieć Sage na temat naszych tajemniczych nieprzyjaciół. Szczegóły planu są przed wami na tabletach. Wszystko jasne?”_
Jasne jak słońce.
To było właśnie to, pora spakować moje graty. Hmm, w sumie, nie miałem prawie nic, nie miałem również prawie żadnego „normalnego” dnia, od kiedy wskoczyłem na ten rollercoaster.
“Jeszcze jedna sprawa. Gail, wskaż proszę panu Thropowi drogę do kwatermistrzostwa, musi zmienić swój ubiór.”
Nagle dotarło do mnie, że dla kogoś kto przyzwyczajony jest do pracy z bufonami, rzeczywista kompetencja innych ludzi jawi się niemal jako umiejętność czytania w myślach. Espinoza tylko przytaknęła nieobecnym wzrokiem i kazała iść za sobą.