Wpis 31 – Rzym wzywa
Plan, który mieliśmy w naszych głowach, nie byłby możliwy do zrealizowania bez prawie nieskończonych zasobów Perihelionu. Po pierwsze, udało nam się zdobyć pewną pulę fałszywych włoskich dowodów tożsamości. Nie mam pojęcia jak, szczerze mówiąc. Typowa „ex machina” jeżeli chodzi o mnie, ale uratowało nam to skórę i obiecałem sobie, że pewnego dnia dowiem się jak dokładnie Murdoch załatwiał te rzeczy. Jednocześnie wiedziałem, że nie jest doskonały. Domyślam się, że technologia alternatywnej rzeczywistości, o której nikt nie chciał rozmawiać poza dowództwem (albo nikt tego nie wiedział), odegrała tu jakąś rolę, ale nie była uniwersalnym lekarstwem. Sprawy nadal mogły (i czasami tak się działo) potoczyć się fatalnie.
Plan był następujący. Ferguson miała kontynuować pierwotny pomysł wzięcia udziału w konferencji, tylko bez nas jako gwardii przybocznej. Zabrała za sobą jednak Jima i resztę zespołu, aby przez cały czas siedzieli niedaleko i ładnie wyglądali. W międzyczasie ja, Espinoza i kilku wybranych operatorów Perihelionu, mieliśmy użyć małej łodzi, aby dokonać włamu. Potem pod osłoną nocy przeniknęliśmy do Rzymu. Udając turystów, ale z naszymi fałszywymi dowodami moglibyśmy swobodnie udać się w okolice Watykanu, nie wywołując żadnego alarmu powiązanego z systemami rozpoznawania twarzy. Ponieważ wszystko było zgodne z papierami – pobyt był legalny.
Jeżeli sprawy potoczyły by się mniej korzystnie, władze najpierw zmarnowałyby cenny czas na przeczesywanie wiz turystycznych w poszukiwaniu podejrzanych. Z całą pewnością wzięliby na celownik ludzi biorących udział w konferencji, ale cały zespół Ferguson był na miejscu i kontrola nic by nie wykazała. Na naszą korzyść działał projekt systemu bezpieczeństwa, który to został stworzony tak, aby rekompensować małą ilość lojalnych funkcjonariuszy, zautomatyzowanymi czujnikami. Aby wysłać „straż pożarną” w zapalny punkt, potrzebne było wszczęcie alarmu. Gdyby udało nam się tego uniknąć, wszystkie sprawy potoczyłby gładko bez problemu.
To była ta prosta część.
Infiltracja Watykanu to nie lada wyczyn. Kościół jest niewiarygodnie bogaty i może sobie pozwolić na najlepsze technologie. Ponieważ włosi nie mają wstępu do państwa miasta Stolicy Apostolskiej, nasze podrobione dowody tożsamości byłby nie tylko bezużyteczne, ale wręcz zwróciłby na nas uwagę. Nasza droga wejścia znajdowała się w jednym z nieużywanych budynków z epoki renesansu, dla którego to Ferguson zdobyła szczegółowe plany. I znowu, nie mam pojęcia jak, pewnie wiedziała jak został zbudowany na ekranie czy coś w tym stylu. Weszlibyśmy do środka, wspięlibyśmy się aż na strych, unikając jednocześnie kilku paskudnych urządzeń monitorujących, użylibyśmy liny żeby zjechać w dół, na osobliwy plac przed archiwum, weszlibyśmy do środka, włamali do jakiegoś terminala komputerowego, następnie opuścilibyśmy miejsce bez alarmowania jednej z najskuteczniejszych sił bojowych na świecie – Gwardii Szwajcarskiej.
Tak, ci faceci mogą wydawać się śmieszni w swoich pomarańczowo-czerwonych pasiastych mundurach, nie należy ich jednak lekceważyć. Szkolenie tej formacji jest bardzo wymagające, a ich sprzęt jest jednym z najnowocześniejszych na świecie. Mają wszystko, łącznie z jednym specjalnym elementem wyposażenia, zaprojektowanym specjalnie do przeciwdziałania takim wtargnięciom. Sprzęt z którym bałem się zmierzyć. Nikt inny go nie używa, nie ma opracowanej taktyki jak go zwalczać, a sprawdza się tylko w specyficznym terenie Watykanu. Pancerz wspomagany.